Tytuł: SUMOWA PASJA - Forum sumowe - Forum wędkarskie o sumach :: Wenezuela

Dodane przez Kiersnowski Artur dnia 26.01.2014 08:43
#11

Wenezuela 2010 cz 5
c.d. Rio Ninchara oraz powrót
Następny dzień też był napięty, zbliżał się koniec wyprawy. Plan był że wędkując powoli wracamy do Conwissy. Jak się okazało ten dzień był mój. Złowiłem 3 bocony, piquę a 4-a bocona zeszła z kotwicy, wcześniej ją rozginając.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_69.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_70.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_58.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_59.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_60.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_61.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_63.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_64.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_65.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_67.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_71.jpg
piqua

www.sumowapasja.pl/images/news/f_72.jpg

A kotwice nie byle jakie jak już wspominałem wcześniej, podwójne morskie Ownery. Ryba około 4kg płynęła pod prąd rwącej rzeki jak by to był ścigacz okrętów podwodnych, nie do zatrzymania, mimo linki 80lbs i wędziska do 220g wyrzutu.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_73.jpg

To były już niestety ostatnie chwile na Tabaru i na Ninchare. Jeszcze tylko pokazała nam się wioska indiańska przy ujściu Ninchary do Caury. W której uzupełniliśmy na naszej łódce Piwo, bo nie było nic oraz nazbieraliśmy mango żeby przegryźć. Za Piwo trzeba było zapłacić i to słono, mango były za darmo prosto spod i z drzewa.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_66.jpg

i prosto do obozu, do Conwissy.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_74.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_75.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_76.jpg

Odpocząć przed dniem następnym, dniem powrotu do cywilizacji i do miasta. Ale nim to nastąpi, zaplanowaną jeszcze mamy wizytę w pobliskiej wiosce indiańskiej. Z Yamilem ustaliliśmy że odwiedzimy ją i zakupimy ewentualnie jakieś souveniry, no i jeszcze pożegnalna rybałka na „kamieniach ducha” jak je Indianie nazywają.


www.sumowapasja.pl/images/news/f_77.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_78.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_79.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_80.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_81.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_82.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_83.jpg

Miejscówka przywitała nas świeżymi kocimi śladami. Ocelot podobno je zostawił.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_84.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_85.jpg

Oraz krótka wizyta w sklepiku, który znajdował się we wsi


www.sumowapasja.pl/images/news/f_86.jpg

W celu uzupełnienia płynów, ponieważ rozsychaliśmy się jak beczki.
Powrót oczywiście był z przygodami, ponieważ tuż przed Maripą zabrakło nam paliwa i silnik stanął. Wprawdzie z prądem mieliśmy, ale na łodzi tylko jedno wiosło nie typu „pagaj”. Yamil próbował wiosłować, to wskoczył do wody i sam „na pych” łódkę, ale efektu to nie przynosiło, więc wpadliśmy na pomysł, że gringo pomogą. Kucharki co z nami płynęła zapytaliśmy się czy ma pod ręką „platery” czyli talerze. Miała no to wiosła, ups talerze w dłoń i heja.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_86.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_87.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_88.jpg

Dzieciarnia co na brzegu była miała setny ubaw, Mało z kamieni do wody nie powpadała, tak się kulgała ze śmiechu. Wreszcie dobiliśmy do portu, po wyładowaniu się na brzeg, rytuał pakowania się znowu powtórzył. Podjechał Louis (właściciel łodzi i silników, które nas woziły) zapakowaliśmy się na półciężarówkę i pojechaliśmy do niego do domu, gdzie czekaliśmy na transport do Ciudad Bolivar.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_90.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_91.jpg

W naszej posadzie w Ciudad Bolivar znaleźliśmy się późnym wieczorem. Wreszcie trochę cywilizacji, Prysznic i klimatyzowany pokój. Zasnąć było jednak trudno. Niepokoiły nas dochodzące wieści że znowu wulkan się obudził i są spodziewane utrudnienia w ruchu. Na dodatek nie udało nam się zrobić odprawy lotniskowej przez Internet, tak jak to zrobiliśmy gdy wylatywaliśmy do Wenezueli. Więc niepewność była, później okazało się że uzasadniona.
Rano znowu pakowanie się do Vana i 3h jazda do Puerto Ordaz, skąd mieliśmy bezpośredni lot do Caracas, taki żebyśmy zdążyli na lot do Madrytu.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_92.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_93.jpg
Orinoko z lotu ptaka

Niestety. Obawy okazały się słuszne. W Caracas okazało się że nasz lot z racji wulkanu opóźniony jest o ponad 6h w związku z czym spóźnimy się na zabukowany lot Madryt-Berlin. Na szczęście Iberia stanęła na wysokości zadania. Odprawili nas od razu do Berlina. Przyznając nam miejsca w bussines classie na lot z Madrytu do Berlina. A na czas oczekiwania w Caracas otrzymaliśmy vouchery na obiad. Z perturbacjami wylecieliśmy z Caracas tuż po 22-ej, gdy wylot planowany był o 14-ej a po przesunięciu o 20.50.
W Madrycie mieliśmy czas oczekiwania niemalże 10h ale wredny wulkan znowu się odezwał, już był nawet rozpatrywany wariant powrotu transportem kołowym z Madrytu, na szczęście samolot leciał, wprawdzie poślizg wyniósł ponad 2h w stosunku do planu ale się udało. Wylecieliśmy.

www.sumowapasja.pl/images/news/f_95.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_96.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_97.jpg

www.sumowapasja.pl/images/news/f_98.jpg

W Berlinie na lotnisku Tegel byliśmy tuż przed północą, skąd zabrał nas zamówiony bus do Stargardu Szczecińskiego. Tam się rozstaliśmy z kolegami. Jedni mieszkali na miejscu, inni mieli samochód na parkingu, jeszcze inni wzięli taxi bo się dogadali i za przystępną cenę pojechali do domu. Ja z Bartkiem czekaliśmy na pociąg, który dopiero o 6-ej rano był. W domu byłem po 17-ej. Tak zakończyła się niemal 60-o godzinna podróż powrotna, jeśli liczyć od obozowiska nad Rio Caura. Oraz wyprawa życia, która jeszcze długo mi się śniła. Czy pojadę jeszcze raz: Oczywiście że tak. Już planowana jest następna na rok 2012, ale o tym jeszcze cicho sza. Znowu pomysł padł na urodzinowej wyspie WCWI, znowu hasło rzucił Bartek, a mi „w to graj”. Przyszły rok będzie spokojniejszy trochę. Pewnie tylko a może aż Norwegia i Szwecja. Szwecja klasycznie za szczupłymi, ale nie tylko. Jest trochę znajomych w Norwegii również więc wypad będzie na hasło, wchodzą Łosośki, wsiadamy i jedziemy, takie są plany, czy zrealizowane zostaną? Czas pokaże.
P.s. Całościowy koszt wyprawy łącznie ze sprzętem i wyposażeniem, którego nie miałem, ciuchy itp. itd. wyniósł mnie około 11tys złotych.
Pobyt na miejscu czyli wszystko to co zapewniali organizatorzy (bilety lotnicze, międzynarodowe i krajowe, wyżywienie, piloteiros, łodzie, silniki) + alkohole na miejscu, które nie były wliczone w koszta oraz souveniry wyniosły mnie 3200 USD.

Kiersnowski Artur

Foto:
Ciesielski Tomasz
Mikulski Bartosz
Przetacznik Janusz
autor

Edytowane przez Arek Pawlak dnia 01.01.1970 01:00