Tytuł: SUMOWA PASJA - Forum sumowe - Forum wędkarskie o sumach :: Tajlandia

Dodane przez Piotr Koroluk dnia 05.04.2015 22:51
#7

Z wędką na końcu świata.
Cała historia jest związana z naszą podróżą poślubną. Jako cel wybraliśmy Tajlandię. Aby było sprawiedliwie spośród 22 dni wyjazdu wynegocjowałem 3 dni łowienia. Całkiem znośne proporcje.
Wczesnym rankiem pod nasz hotel w Bangkoku podjechała taksówka. Trzy i pół godziny później byliśmy już na łowisku Greenfield Valley nieopodal Hua Hin. Od razu spodobała się nam panująca tam atmosfera, pełna domowej gościnności i takiego spokoju, jakże odmiennego wobec tłocznej stolicy Tajlandii. Nad małym, malowniczym akwenem stał nasz dobrze wyposażony bungalow. Wszystko dookoła zaś było otoczone różnymi odcieniami zieleni.

Moja żona oddała się odpoczynkowi, a ja wędkowaniu. Pierwszą zdobyczą okazał się Redtail Catfish. To niezwykle silna, pięknie ubarwiona ryba pochodząca z Ameryki Południowej. Niemal metrowe osobniki dawały mi nieźle popalić. Są o wiele silniejsze od naszych rodzimych sumów. Wyciągnięte z wody wydawały charakterystyczny odgłos. Jako ciekawostkę mogę dodać, że okresowo „gubią” skórę podobnie jak węże. Najlepiej brały na martwą rybkę położoną nieopodal brzegu. Złowiłem ich 7.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/1_1.jpg
Kolejnymi zdobyczami były żarłoczne pacu. Pierwsze mnie cieszyły, następne tylko denerwowały. W ciągu parunastu sekund potrafiły odgryźć głowę żywcowi, czy też pozostawić na haku ostatni skrawek skóry makreli. Złowiłem ich 14, największe miały 73cm i około 7 kilogramów. Najskuteczniejszą metodą był mały ogonek makreli postawiony w połowie wody. Bardzo silne ryby.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/2_1.jpg

Znacznie bardziej pożądaną zdobyczą był Aligator Gar, czyli Niszczuka Krokodyla. Ta prehistoryczna, oddychająca powietrzem atmosferycznym ryba z Ameryki Północnej przypominała trochę pancernego szczupaka. Podobnie jak nasz rodzimy drapieżca najlepiej brała na żywca postawionego nieopodal roślinności. Kolejnym podobieństwem są piękne wyskoki oraz umiarkowana waleczność. Pewną trudnością jest moment zacięcia. Tak, jak przy łowieniu sandaczy trzeba swoje odczekać i zaciąć na drugie tempo. Największe emocje rozpoczynały się już na brzegu. Niszczuka jest niezwykle agresywna. Żadna ze złowionych nie chciała spokojnie leżeć na macie. Wszystkie kierowały się w stronę nogi człowieka. Drapieżnik ten potrafi przegryźć żywca na pół, na szczęście ja pozostałem cały. Złowiłem ich 9, w tym 7 w przedziale 117-122cm.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/3_1.jpg
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/4_1.jpg
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/5_1.jpg

Ciekawą, aczkolwiek niezbyt okazałą zdobyczą był Asian Redtail Catfish. Brał na żywca w niewielkich zatoczkach. Złowiłem 4 osobniki: 71, 74, 75 i 75cm.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/6_1.jpg
Nie udało mi się złowić karpia, za to na sztuczną pływającą kukurydzę połakomiła się Giant Gurami. Dziwna zębata ryba z kolczastym brzuchem i grzbietem. Brzydka. Mierzyła 63cm.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/7_1.jpg
Jedną z najładniej ubarwionych, a na pewno najbardziej pokrytych śluzem był Tiger Catfish. Złowiłem go na trupka przy okazji połowu sumów czerwono ogonowych. Utrzymanie go do zdjęcia dosłownie graniczyło z cudem. Mierzył 90 cm.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/8_1.jpg

Bardzo silne były ryby z gatunku Chao Phraya Catfish. Ten srebrzysty gatunek suma brał wieczorem na żywca postawionego na dnie. Bardzo silny i wytrzymały. Jak się później dowiedziałem pływają stadami oraz atakują swoich konkurentów pokarmowych. Złowiłem trzy sztuki: 102, 116 oraz 119cm.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/9_1.jpg

Na koniec Araphaima, czyli mój główny cel podróży. Ryba pochodząca z Ameryki Południowej, podobnie jak Aligator Gar oddychająca powietrzem atmosferycznym. Pierwszy kontakt z torpedą miałem już po południu pierwszego dnia. Wzięła na żywca. Niestety około dwumetrowa ryba wygrała, uciekając spod nóg. Drugiego dnia byłem coraz bardziej zdesperowany a Araphaima wciąż nieosiągalna. W granicach południa o jeden z zestawów zaczepiła mi się bestia z uprzednio zerwanym u kogoś innego zestawem. W tym przypadku nie miałem szans. Ryba pływa gdzie chciała i kiedy chciała. Jej siłę mogę porównać jedynie z największymi sumami z którymi miałem do czynienia w Hiszpanii. Niestety nie dysponowałem odpowiednio mocnym sprzętem. Ryba uciekła podczas próby zatrzymania przed zestawami karpiarzy. Później dowiedziałem się od właściciela ośrodka, że czerwone torpedy dorastają tu do 90-100kg. Fajnie wiedzieć. Rozgoryczony udałem się z żoną na obiad, podczas którego poznałem Johna Wilsona. Angielski wędkarz udzielił mi paru wskazówek i dodał otuchy. Zwycięska strategia zdała egzamin i przed zachodem, dosłownie rzutem na taśmę wyciągnąłem półtorametrową rybę. Moje szczęście nie miało granic. Wchodząc do wody (ze względu na jej delikatność Araphaimy nie wyciąga się na brzeg) nawet nie myślałem o tych wszystkich Pacu, czy co gorsze Niszczukach. Po krótkiej sesji Araphaima odpłynęła w dobrej kondycji, podobnie zresztą jak inne łowione przeze mnie ryby.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/10_1.jpg
Tak minęły dwa dni. Spełniony udałem się z żoną na kolację. Następnego dnia o 5.00 czekał nas powrót do Bangkoku, gdzie mieliśmy spędzić 8 godzin na słynnym łowisku Bungsamran. Nie mam pojęcia, dlaczego w swojej nazwie ma słowo „luksusowe”.
Tutaj już mniej mi się podobało. Spokój został zastąpiony gwarem, jakże charakterystycznym dla stolicy Tajlandii. Było ciasno i głośno. Prowizoryczny bungalow był wyposażony w wiatrak, telewizor, materace dla dwóch osób oraz kran z wodą.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/11_1.jpg

Moim celem był największy gatunek azjatyckiego suma, czyli Mekong. To niezwykle silna ryba dorastająca do monstrualnych rozmiarów. Ciekawie wyglądało łowienie. To taka Metoda w toni, tylko, że bez przynęty, ale za to ze spławikiem żywcowym. Na dwumetrowym gruncie stawiałem sprężynę oblepioną zanętą (wielkość pomarańczy), a w to wbijałem pusty haczyk na 8cm przyponie z plecionki. Mekongi atakowały całość.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/12_1.jpg
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/13_1.jpg

Kluczem do sukcesu okazało się skrajne stanowisko, wczesna pora oraz dalekie wyrzuty w miejsca, które tego dnia nie były jeszcze obłowione. W ten sposób wyciągnąłem 3 największe ryby 147, 150 oraz 180cm (spośród 17 wszystkich). Później w nęcony obszar wpłynęło stado ryb w granicach 130cm i towarzyszyło mi do końca łowienia. Po południu wykonałem jeszcze jeden manewr. Tym razem zacząłem posyłać przynętę nieopodal pomostu. W ten sposób dla odmiany wyciągnąłem Chao Phraya Catfish oraz Striped Catfish. Mierzyły odpowiednio 116 i 117cm. Co prawda były mniejsze od Mekongów, ale stanowiły miłą odmianę. Szczególną radość odczułem łowiąc ten drugi, wg przewodnika rzadki gatunek suma. Jego ciało przypominało kształtem rekina i tak też był potocznie nazywany.
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/15_1.jpg
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/16_1.jpg
sumowapasja.pl/images/photoalbum/useralbum_2/17_1.jpg

Po ośmiu godzinach łowienia i dwudziestu długich holach (1 ryba uciekła) byłem wykończony, lecz za razem czułem się spełniony. Jeszcze bardziej cieszyła się Asia, bo pożegnanie z przewodnikiem oznaczało koniec tych „cholernych ryb”. Następnego dnia mieliśmy samolot na Phuket, ale to już inna historia.
Wracając do ryb, Tajlandia okazała się bardzo gościnna. Złowiłem 12 nowych gatunków, w tym połowę stanowiły moje ukochane sumy. Co prawda nie udało mi się złowić Catlocarpio siamensis, które podczas mojego pobytu nie żerowały. Ale to chyba tym polega wędkarstwo, że nawet po wielu latach doświadczeń na swojej wodzie nie możemy być niczego pewni. Co dopiero po drugiej stronie globu.
Na koniec trochę informacji praktycznych. Tajlandia jest bardzo tanim krajem. Właściwie największym wydatkiem są bilety lotnicze. Obiad w restauracji w centrum stolicy kosztuje 12zł, na ulicy 3.
Taksówka po Bangkoku to około 40zł za 55km (tyle wynosi odległość pomiędzy dwoma lotniskami). Pamiętamy, aby za każdym razem prosić o włączenie licznika, zwłaszcza jeśli podróżujemy wieczorem, gdy można spotkać więcej oszustów oraz co ważne przepytać taksówkarza z angielskiego. Noclegi w czterogwiazdkowych hotelach ze śniadaniem to 200-300zł, jeśli komuś nie zależy na standardzie może przenocować w hostelu za kila dolarów. Ludzie są bardzo mili, ale na dłuższą metę denerwuje ciągłe targowanie się. Jedzenie jest przepyszne i naprawdę można się w nim zakochać.
Zarówno na Greenfield Valley jak i na Bungsamran obowiązuje zasada no kill, pojedyncze bezzadziorowe haki oraz zakaz łowienia w nocy. Wszelki przywieziony sprzęt przed użyciem mysi zostać zatwierdzony przez właściciela. Trzy dni łowienia razem z dwoma noclegami oraz przejazdem taksówką z Bangkoku do Greenfield Valley oraz z powrotem do Bangkoku na łowisko Bungsamran kosztowało mnie 24300 batów, czyli 2430 zł. W cenę wliczony był sprzęt wędkarski (na pierwszym łowisku do dyspozycji otrzymałem 2 wędki, na drugim tylko jedną, co jednak całkowicie wystarczało), opieka przewodnika, zanęty oraz przynęty – zarówno kukurydza, jak i mrożone makrele. Czy to jest dużo? Na pewno tak, ale przecież nie codziennie latamy na drugi koniec świata. Rezerwację rozpocząłem od pozostawienia wiadomości na stronie www.fishthailand.co.uk. Dalej szczegóły omawiałem mailowo z menadżerem, Eddie Mounce. Całość kwoty przekazałem pierwszego dnia taksówkarzowi współpracującemu z firmą, już po dotarciu na miejsce oraz rozmowie telefonicznej z Eddie. Nie było przedpłat. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy i z czystym sercem mogę ich polecić tak, jak polecam też Tajlandię. To inny świat, godny zobaczenia.
Postanowiliśmy z Asią, że za trzy lata, wybierając się do Nowej Zelandii zatrzymamy się tam na kilka dni.

Edytowane przez Piotr Koroluk dnia 01.01.1970 01:00